niedziela, 30 czerwca 2013

~



Dyniowe pancakes z jogurtem greckim, tofu, truskawkami i poziomkami.
Pumpkin pancakes with greek yogurt, tofu, strawberries and wild strawberries.

Kolejny raz własne, działkowe poziomki! 

Pokochałam tofu, niebawem dostanę od taty kolejne i chyba wykorzystam je na coś bardziej tradycyjnego... Macie jakieś ulubione przepisy z nim w roli głównej lub epizodycznej? ;)
Nie mam zielonego pojęcia, za co brać się na początku i czego nie powinnam przy tym ominąć :)

piątek, 28 czerwca 2013

~



Makaron z koktajlem truskawkowym (jogurt naturalny, truskawki, cynamon), truskawkami, serkiem kremowym i masłem kokosowym.
Pasta with strawberry smoothie (plain yogurt, strawberries, cinnamon), strawberries, quark and coconut butter.

...coby pozytywnie rozpocząć zakończenie ;) roku szkolnego.
Omijam całą tę szopkę, lecę w perełkowej kiecce po samo świadectwo, potem do domu i na siłownię :)
W końcu będzie można normalnie ćwiczyć, a nie zastanawiać się, kiedy mam na to czas i czy pójść przed szkołą na wyludnioną siłownię, czy po, kiedy są same tłumy.

Miłego dnia 

środa, 26 czerwca 2013

Wrocław Half Marathon



Jabłkowe cynamonowe pancakes* z serkiem kremowym i masłem kokosowym.
Apple cinnamon pancakes* with cream cheese and coconut butter.

*Jeden klasyczny, jeden czekoladowy.

Śniadanie zjedzone w towarzystwie kolekcji słoników od znajomego, przywiezionych prosto z Turcji :)
Dodając do nich zeszłorocznego słonia z Egiptu (od tego samego kolegi), mam już małe stadko ^^

Obiecałam na dziś relację z I Wrocławskiego PseudoPółmaratonu vel I Nocnego Wrocławskiego Nielegalnego Półmaratonu.

Na bieg, jak już wiecie, przyjechała do mnie Sylwia, Ala oraz Siaśka - i z nimi przez cały dzień przeżywałam stres pt.: "Ogarniasz, że dzisiaj biegniemy półmaraton?". Odpowiedź zawsze była jedna: "Nie".
Jakoś przetrwałyśmy do wieczora i ok. 18 przyszedł czas na szykowanie...

Przede wszystkim zrobiłyśmy jedzenie przeznaczone do zjedzenia po biegu. Padło na mój klasyczny makaron, który często podmieniam na kaszę czy ryż, a przepis jest już tutaj.



Potem ostatnia przekąska przed biegiem, ubieranie się ("No doradź mi, lepiej w tej fioletowej czy technicznej?!"), przypięcie numerków i ruszamy na start.
Na stadion wybrałyśmy się z kolegą Ali - Tomkiem. Początkowo miał nam tylko kibicować, a jak wyszło... To za chwilę ;)
Start biegu zaplanowany był na godzinę 20, o 20.20 wyszła jednak informacja, że został przesunięty na 21 (jakoby z powodu jakiegoś wypadku). O 21 przesunięto na 21.30, a o 21.30 półmaraton został... odwołany. W tym momencie znany był już prawdziwy powód: policja miała zastrzeżenia do oznakowania i zabezpieczenia trasy. Nie brzmi to zbyt poważnie, ale np.: na jednym z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w mieście postawiono 5 pachołków, które zostały natychmiast rozjechane przez samochody.
Po tej radosnej informacji organizator został wygwizdany, zawodowcy (którzy przecież przyjechali po kasę i puchary) się wycofali, a cała reszta, czyli kilkutysięczny tłum - ruszył w długą.


Tak, Tomek ruszył z nami ;). Jak się przyjrzycie, to zobaczycie, że na nogach ma sandały.
Początkowo ruszyliśmy trasą półmaratonu, jednak pierwszy odłączyli się na 2. kilometrze, następne grupki po nawrotce na około 7., potem kolejne na kolejnych i tak część przebiegła półmaraton, część mniej, efekt był jednak jeden - rozbiegliśmy się po całym Wrocławiu, tworząc niemały chaos.




Jednak sam fakt odwołania nie był najgorszy. Ogromnym chamstwem ze strony organizatorów było... zarządzenie, że trzeba usunąć wszystkie punkty odżywcze.
Halo, czy on nie zauważył, że prawie 4 tys. ludzi jednak biegnie? Może będziemy chcieli się napić?
Wolontariusze przy punktach nie chcieli oddać wody, izotoników i bananów, jedna kobieta długo obstawiała przy swoim, jednak przez upartość organizatorów zdecydowała, że... rozrzuci wszystko po ulicy. I rozrzuciła. I uratowała wiele osób.


To, co się tam działo, było naprawdę niesamowite. Ludzie biegli dla samej idei biegania, stojący na chodnikach przybijali piątki (nawet policjanci pilnujący bezpieczeństwa - dodam, że spisali się w tym znakomicie), obcy ludzie częstowali np.: krówkami, oddawali swoje wody, izotoniki i butelki z mineralną krążyły między biegaczami, każdy sobie pomagał. Coś pięknego.

Na trasie musieliśmy kilka razy zwolnić ze względu na niedawną kontuzję i Sylwii, i moją, i Ali - niemniej jednak nie biegliśmy przecież dla czasu. Na metę dotarliśmy po 2 h 33 min (niestety na zdjęciu nie ma Sylwii, bo przez nogę musiała biec prosto na metę - ja zaciągnęłam resztą na jeszcze małą pętelkę, aby dobić do minimum 21.097 m, bo, jak się okazało, w pewnym momencie skróciliśmy przez przypadek trasę i mogłoby zabraknąć paru metrów).


Wcale nie wyglądam, jakbym miała się popłakać ;)

Na miejscu czekali na nas moi rodzice, rodzice Ali oraz tato Tomka (tak, Tomek dobiegł w sandałach, chociaż nigdy w życiu nie biegał... dobry początek, nie?), którzy robili mnóstwo zdjęć oraz ratowali wodą i bananami.
Dostaliśmy pamiątkowe medale, choć potem okazało się, że po ogłoszeniu odwołania zawodów, ludzie brali je garściami (jeden facet wziął 5 na przykład).
Z ciekawości podeszłam do organizatora z pytaniem, co stało się ze statuetkami. Odpowiedział: "A, statuetek to już dawno nie ma! Stały na scenie i po odwołaniu półmaratonu ludzie od razu je pozabierali".
Aha. Okej.
Mam pytanie tylko... na co np.: jakiemuś 20-letniemu mężczyźnie statuetka za wygranie kategorii K-50? Albo takiej mnie za bycie najstarszym biegaczem w tym Półmaratonie?




Podsumowując: Wolałabym, aby mój pierwszy półmaraton był bardziej... legalny ;) ale takiej atmosfery nie da się powtórzyć. Niech żałują ci, którzy zrezygnowali z biegu :)

A na koniec - stretching :D


wtorek, 25 czerwca 2013

~



Omlet owsiany z serkiem kremowym, truskawkami, arbuzem, orzechami włoskimi i cynamonem.
Oat omelet wit quark, strawberries, watermelon, walnuts and cinnamon.

Znowu wracam do moich ulubionych i samotnych śniadań...
Dziś omlet, jeden z najlepszych kawałków z nowej płyty Mesajah, a jutro zajrzyjcie do mnie i do Ali po relację z półmaratonu i trochę naszych zdjęć :)


Fajnie się z tym biega i w ogóle ćwiczy, szczególnie podczas zwrotki Yanaza (drugiej). Wiecie, który fragment mam na myśli? ;)

niedziela, 23 czerwca 2013

~



Placki marchewkowe z musem truskawkowym, serkiem wiejskim, truskawkami, poziomkami i cynamonem.
Carrot pancakes with strawberry mousse, cottage cheese, strawberries, wild strawberries and cinnamon.

Dzisiejsze śniadanie już tylko w trójkę, Ala niestety wyjechała wcześnie rano.
(Wcześnie = o 11, ale po takiej nocy to naprawdę bardzo wcześnie).

Potem odprowadziłyśmy na dworzec Siaśkę, a z Sylwią pożegnałam się jako ostatnią. Było super, chociaż krótko...
Powtórzymy, bo z tej międzyblogowej znajomości powoli chyba robi się przyjaźń :)

A jeśli chodzi o wczoraj... dobiegłyśmy.
CDN. :)

sobota, 22 czerwca 2013

~








Tort naleśnikowy z twarożkiem bananowym, gruszką, cynamonem i orzechami laskowymi.
Crepes cake with banana cottage cheese, pear, cinnamon and hazelnuts.

Pomysł na śniadanie powstał 1 w nocy, realizowany rano od 9.30 do 11, ale było warto.
Wymyślone przez Siaśkę, naleśniki smażone przeze mnie, smarowane przez Sylwię, a wszystkie (poza pierwszym :)) zdjęcia zrobione przez Alę.

Gdzie kucharek 6, tam nie ma co jeść... Ale kwartet kucharek owocuje bardzo ciekawie :)


piątek, 21 czerwca 2013

~



Placki cukiniowe z jogurtem greckim, truskawkami i masłem kokosowym.
Zucchini pancakes with greek yogurt, strawberries and coconut butter.

Obecność na matematyce musi być, a zaraz potem bieg na dworzec PKP i... Dalej wiecie ^^
Placki z perspektywy Sylwii tutaj :)

środa, 19 czerwca 2013

~



Omlet owsiany z jogurtem naturalnym, orzechami włoskimi, cynamonem, pomidorkami cherry i borówkami amerykańskimi.
Oat omelet with plain yogurt, walnuts, cinnamon, cherry tomatoes and blueberries.

wtorek, 18 czerwca 2013

~


Kluski lane na mleku z awokado, rabarbarem i cynamonem.
'Muggy noodles' with milk, avocado, rhubarb and cinnamon.

Dawno nie było lanych... :)

OK, nie doczekałam się zdjęć z niedzielnego Biegu Koguta, tzn. mam tylko te od taty, więc je wrzucę ;). W sumie nie są takie złe...

Przyjechałam do Oławy już jako zorientowana, wszystko było takie same poza... długością trasy. Trasa ma niby 10 km, niby ma atest, ale jakoś w tym roku przesunęli nawrót i w sumie miała od 10.18 km do 10.25, niektórym zegarek pokazał nawet 10.6 (!). Cóż, szkoda, ale i tak było miło, atmosfera świetna pomimo beznadziejnie upalnej pogody. Na trasie ludzie biegli wytrwale, ścigając się z czasem, a na końcówce odpadali. Ja bieg potraktowałam jako zwykły lajtowy trening (śpiewałam przez połowę trasy z muzyką lecącą z słuchawek; mam nadzieję, że przynajmniej cicho ;)), przebiegłam całość bez postojów na marsz, wyprzedzając na ostatnich 2 km z 15 osób, które zaczęły maszerować z wycieńczenia...
(Jedna kobieta nie dała rady i upadła 250 metrów przed metą, nie mogła dość do siebie przez 30 minut, więc wezwano ambulans...)
Wpływ na to mógł mieć też fakt, że na trzecim postoju z wodą (7.5 km) jej zabrakło, chociaż nie wiem jak było w rzeczywistości - nikt wody nie dostawał, ja do ręki, którą wyciągnęłam także, a gdy minęłam chłopaków, to zostałam przez jednego oblana wodą z plastikowego kubeczka po nogach i tyłku. W sumie i tak chciałam to zrobić, ale może innym przydałaby się do wypicia...

Ostateczny czas to 1:00:02 netto, czyli średnia prędkość to 5:52 min/km. Nieźle jak na bieg traktowany jako lajtowy trening kardio w takim upale ^^

Na starcie spotkałam Ewelinę, którą, jak ona sama mi uświadomiła, spotykam jedynie w sportowych okolicznościach - dwukrotnie na siłowni i tutaj w Oławie na zawodach ;). Trzeba to wyrównać i spotkać się w jakimś normalnym miejscu ^^


Takie tam na mecie. Na trawce, ze spalonymi ramionami ;)
Z najstarszym biegaczem. Facet nawet nie pamiętał, że biegł też w Nadolicach...

Trafiło się nawet pierwsze miejsze w kategorii wiekowej :)


A tu cały komplet. Srebrna jest z majowego Biegu Wokół Rancza :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...